Gdyby nie moja Przyjaciółka pewno nigdy nie sięgnąłbym po książkę Niny George.
Bardzo urokliwa opowieść.
Początek mnie nie zachwycał.
Księgarz - lekarz - aptekarz. Jakieś to wszystko wydawało mi się zbyt wydumane.
Lecz kiedy barka ruszyła i wsłuchałem się w rozmowy dwójki a potem trójki przyjaciół powieść wciągnęła mnie w swoje ramiona i już nie puściła.
Szukanie czegoś, czego nie da się znaleźć. Pogoń za tym, co bezpowrotnie minęło.
Pogoń za marzeniami, których nie da się już spełnić.
Ale życie trwa nadal i przychodzi ta chwila, kiedy można zacząć od nowa.
Każdy z bohaterów książki znajduje swoje szczęście.
I nie, nie jest to cukierkowa opowieść.
To opowieść o życiu i o miłości, która jest w stanie wszystko odmienić.
Piękna książka.
8/10.
Historia Henrego, Sama i Eddie. Po części także Meddie i Mariefrance. Każde z nich (może poza 13-letnim Samem) patrzy w swoją przeszłość i czegoś żałuje. Dopiero nieszczęśliwy wypadek Henrego i to, że pozostaje w śpiączce staje się pretekstem do odkrywania przez bohaterów powieści prawdy o prawdziwym szczęściu. Podróż w poszukiwaniu miłości utkana jest z wewnętrznych monologów, retrospekcji, filozoficznych przemyśleń, alternatywnych zdarzeń. Odbywa się w konwencji snu gdzieś na granicy życia i śmierci. Nie jest to może zbyt porywająca fabuła, ale nadzieja, która niczym cienka niteczka wisi nad losami Henrego, a także Meddie jest tym, co nie pozwala oderwać się od lektury.
Dużo mądrości w tej książce. Dużo też żalu do tego, czego nie da się już odwrócić, naprawić, przeżyć raz jeszcze.
,,Księga snów" to jedna z tych książek, którą po skończeniu czytania trudno tak od razu odłożyć na półkę. Ta powieść zostaje na dłużej z czytelnikiem.